sobota, 12 maja 2012

chciałabym pieska

No i skończyło się słodkie lenistwo. Kto to słyszał żeby wracać do roboty w urodzinowy dzień. Z drugiej strony świętowałam cały tydzień, więc nie ma co narzekać, tym bardziej, że płynnie przechodzimy w kolejne świętowanie i dziś przyjadą dziadki, mamusia i Shafany na urodzinowo-imieninowego grilla. Muszę przyznać, że bardzo mi się podoba obchodzenie wszelkich uroczystości rodzinnych na budowli. Jest się w sumie gospodarzem, ale zazwyczaj to goście wszystko przywożą bo "przecież wy tam nie macie jak i ciężko pracujecie", sprzątać też jakoś specjalnie nie trzeba, bo w końcu to jest budowa, no i zmywać też nie trzeba bo je się z plastiku - no rewelacja ;). I jeszcze wszyscy są zadowoleni i uśmiechnięci i zawsze jest co pokazać i o cym opowiedzieć.

Zanim przyjadą dziadki mamy jeszcze jednego ważnego gościa - Pana Czarka :) Otóż okazuje się, że Pan Czarek nie tylko muruje, ale również ociepla wełną mineralną i robi zabudowy z karton gipsu. Piękna sprawa. Początkowo myśleliśmy o tym, że ocieplać dach będziemy samodzielnie, ale po pierwotnym entuzjazmie przyszła chwila refleksji i doszliśmy do wniosku, że w naszym wykonaniu trwałoby to jakieś 2 lata, bo urlopu specjalnie na to brać nie będziemy. Co więcej wełna ma to do siebie, że te małe włókna wszędzie włażą i okropnie swędzą, wiec może lepiej niech to robi ktoś odporniejszy :) Pan Czarek zazwyczaj takimi rzeczami zajmuje się w zimę kiedy nie da się już murować, ale tak się złożyło, że akurat ma jakąś przerwę, więc trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno :) Cieszę się, bo zawsze fajnie mieć kogoś już sprawdzonego (nawet jeśli nie w kwestii ocieplenia, to chociażby kontaktu).

W międzyczasie pojawia się jeszcze jeden gość - pies (a właściwie suka). Po naszej okolicy od dłuższego czasu przechadza się małe stado (4 sztuki) psów. Nie mam pewności czy są bezpańskie, czy może raczej "wiejskie i wolne". Wśród nich jest jedna przecudnej urody i średniej wielkości kudłata sunia. Ona też czasem zwiedza teren sama. Dziś wypatrzyłam ją przez okno, wyszłam do niej i zawołałam. Sunia zamachała ogonem i podeszła, na początek nieśmiało, ale w końcu dała się pogłaskać a po chwili leżała już na plecach i z upodobaniem przyjmowała głaskanie po brzuchu :) Jest okropnie skudłacona i zaniedbana, ale na swój sposób śliczna i ma w sobie coś ze sznaucera (a wiadomo, ze ładniejszych psów nie ma ;) ) W końcu sunia poszła, ale ja później cały dzień kombinowałam jakby to zrobić żeby ją zaprzyjaźnić i przygarnąć. Niestety rozsądek podpowiada, że póki co raczej nie ma na to szans. Do mieszkania jej nie zabierzemy, bo jeśli teraz zwiedza sobie cały powiat, a my zamknęlibyśmy ją na 40m2 to chyba nie poprawilibyśmy specjalnie jej sytuacji życiowej :/ Po cichu umawiam się z sunią żeby poczekała do jesieni, wtedy mam nadzieję będzie już ogrodzenie a my będziemy zadomowieni.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz