środa, 28 września 2011

Paskudny Kliencie Odejdź Byle Prędko

Elektrownia ma konkurencję! do krótkiej listy najbardziej wnerwiających instytucji budowlanych dołączył właśnie bank PKO (BP). Dziś byliśmy w najgłówniejszym oddziale w kraju żeby zlikwidować te dziwaczne książeczki i wypłacić kasę. Kto był ten wie, ale kto nie był powinien wiedzieć jak ta główna siedziba wygląda. Otóż jakby tak sobie wyobrazić pocztę główną sto lat temu i usunąć powozy z końmi to budynek od środka jest podobny. Wygląda jak dworzec kolejowy bez torów - wielka sala wyłożona jakimiś marmurami a dookoła lady a za ladami biurwy. A na środku... fontanna. A w tym wszystkim Szymon Majewski. Powiedzmy, że pracując tam gdzie pracuje do dziwnych widoków jeśli chodzi o miejsca pracy jestem przyzwyczajona ale do takiego sposobu obsługi zdecydowanie nie. W końcu w XXI wieku wchodząc do jednego z największych banków można było by się spodziewać, że obsługa klienta będzie jakoś zorganizowana. Można się jednak srodze rozczarować. Okienek jest klika, każde opisane ("przelewy", "wypłaty", "klienci indywidualni" itp) ale kolejka jest jedna. Każda kolejna osoba pyta się "kto ostatni?, aha, to ja będę za panem" coś jak u lekarza tyle, że u lekarza wiadomo czy czeka się do dentysty, urologa czy okulisty a tutaj wszyscy czekają w tej samej kolejce chociaż interesy mają różne. W międzyczasie podchodzi Pani (coś jakby hostessa informator) która pyta nas w jakiej sprawie przyszliśmy. Mówimy, że chodzi o książeczkę więc Pani proponuje, że sprawdzi czy mamy wszystkie dokumenty żebyśmy niepotrzebnie nie czekali. Oględziny przechodzimy pomyślnie. Po 1,5 (słownie: półtorej) godziny czekania w kolejce obok dziwnego chłopca, który gra na komórce przy dźwięku podkręconym na maksa i ludźmi którzy awanturują się czy byli "za panią w granatowej spódnicy", czy może "za panem w okularach" dochodzimy do okienka. A tam...wysoki urzędnik bankowy oświadcza, że .. nasz wypis z księgi wieczystej jest nieaktualny. No rzesz KM! Wszędzie są ważne 3 miesiące a u nich miesiąc. Na dodatek księgi są dostępne w sieci, więc przy odrobinie pomyślunku ze strony osoby układającej te bzdurne procedury, taka bankowa pani mogłaby sobie kilkoma kliknięciami zobaczyć co w tej księdze jest. Wściekli, głodni i źli wracamy do domu. Najbardziej wnerwia mnie to, że trzeba będzie tam wrócić.

niedziela, 25 września 2011

goście goście

Prace budowlane chwilowo ustały ale sezon towarzyski w pełni :) przyjeżdżają do nas Dziadki, Mamusia i Shafranek :) Shafralena niestety choruje :( A wizyta jest o tyle niezwykła, że cała ta wycieczka przybyła nowym samochodzikiem Mamusi. Samochodzik dostał ksywkę Pinky bo niby jest koloru magenta, ale zabawniej jest mówić że jest różowy :))

Dziadki już coraz rzadziej mówią, że to "tak daleko" a coraz częściej się uśmiechają. Dziś możemy już oprowadzać po całym domu i mówić co gdzie będzie.

Pinky and the Brain


- A tam Jacku co będzie?
- A marchewka, kartofelki..

Babcia jak zawsze niezawodna - tym razem ciasto śliwkowe :)


sobota, 24 września 2011

wielkie sprzątanie

Podczas budowy pojawia się wiele rzeczy: ściany, miejsce na okna i drzwi, tarasy, dach, ale pojawia się też dużo gruzu, palet i wszelkiego innego śmiecia. Przyszła pora w końcu ten bałaganik uprzątnąć więc zamawiamy kontener na śmieci i spędzamy upojny weekend na pakowaniu śmieci do tego właśnie kontenera  (7 m3) sprzątanie łazienki to przy tym wypoczynek.

Cały czas myślimy o tym co zrobić z dachem. Wiadomo, ze czymś trzeba go pokryć, tylko czym? i kim? Wiadomo, ze dachówka ceramiczna jest najtrwalsza i generalnie rzecz biorąc najlepsza (bo np mniej się nagrzewa) ale z drugiej strony jest najdroższa, bo i materiał i robocizna kosztuje więcej niż w przypadku blachy. Za blachą przemawia więc cena, ale z drugiej strony blacha rdzewieje i szybciej trzeba ją wymieniać. Jeździmy, oglądamy, robimy mądre miny. Trudny temat ten dach.

W międzyczasie próbujemy wydobyć pieniądze z książeczek mieszkaniowych. W czasach słusznie minionych nasi protoplaści (czyli przede wszystkim Babcia i Mama Misiaka) wyszli z założenia, ze człowiek powinien od urodzenia dbać o to żeby mieć gdzie mieszkać. W związku z czym założono nam te książeczki mieszkaniowe i nawet wpłacano pieniądze. Babcia chyba czuła, że ustrój się wali bo u mnie wpłaty szybko się skończyły, ale u Misiaka było ich trochę więcej. Okazuje się, że mimo zniknięcia PRLu pieniądze tak całkiem nie zniknęły i można się do nich dobrać (po spełnieniu szeregu warunków oczywiście). Ponieważ pierwszy warunek, czyli zaawansowanie budowli przynajmniej na 20% w stosunku do kosztorysu mamy spełniony, zabieramy się za papierologię.

poniedziałek, 12 września 2011

coś się kończy coś się zaczyna

No i stało się. Pan Czarek skończył pracę. Z jednej strony to wspaniale a z drugiej fatalnie. Wspaniale bo mamy zakończony największy etap budowania, wszystko jest pięknie i w ogóle. A fatalnie, bo do tej pory było wiadomo co się dzieje - Pan Czarek dzwoni i mówi co potrzebuje, buduje, my przyjeżdżam i robimy fiu fiu. Bardzo dobry schemat działania. A teraz? Co my biedne żuczki zrobimy? ehh...

Wieczorem spotykamy się na budowli z Panem Czarkiem i Kierownikiem Budowy. Kierownik ogląda wszystko dokładnie i szuka dziury w całym, bo widać, że aż go świerzbi żeby się do czegoś przyczepić :) znalazł jakiś mikroskopijny prześwit w dachu, ale to nic czym należałoby się przejmować. Zapraszamy na pożegnalny poczęstunek (upiekliśmy muffinki) i .. i już. zostaliśmy sami (oprócz nas są jeszcze komary, ale na nie nie można liczyć)

piątek, 9 września 2011

no i nie widać nieba

teraz to już mamy regularny dach. Mamy też wszystkie ścianki działowe. Właściwie to wszystko jest już gotowe - no przynajmniej jeśli mówimy o stanie surowym otwartym (SSO). Wygląda to tak:

no to już teraz wiadomo jak będzie wyglądał nasz dom :) z jednej strony super, ze już jesteśmy na tym etapie, a z drugiej strony dochodzimy do momentu kiedy przez dłuższy czas z zewnątrz nie wiele będzie się zmieniało i nie będzie już widać takich postępów. Na tym etapie niestety kończy się też nasza współpraca z Panem Czarkiem - szkoda, bo budowanie z nim to czysta przyjemność. Żartowaliśmy trochę, że może jeszcze coś zbudujemy, bo trochę działki nam zostało :) 

to jest ta nieszczęsna ściana w kuchni, którą trzeba było murować od nowa. Na ścianie widać gdzie była wcześniej. Fakt było trochę zamieszania, ale w życiu trzeba mieć jakieś priorytety, a lodówka jako symbol pierwotnych potrzeb jest jednym z nich :) 

salon - na białej ścianie kiedyś będzie ekran... a na początek będzie telewizor , którego trzeba będzie na  tej ścianie szukać z lupą ;)

na skośnej ściance będzie kominek

warunki do grillowania coraz lepsze :)

po schodkach na górę...a na górze

cała masa miejsca i w sumie 7 pomieszczeń, z czego  3 to sypialnie, 2 garderoby, jedna łazienka  i jeden .. pokój do rozrywek - jakieś zastosowanie się dla niego znajdzie :)


Na górze jest zaskakująco dużo przestrzeni. Kiedy weszliśmy tam po raz pierwszy po wybudowaniu nie mogliśmy uwierzyć, że tam jest tyle miejsca. Pokoje pomimo skosów i w sumie niewielkich rozmiarów wydają się przestronne, a póki co nie ma jeszcze okien dachowych (będą montowane później bo są w innej transzy)

niedziela, 4 września 2011

huston, mamy kłopocik

w niedzielę przyjeżdżamy na budowlę, żeby nacieszyć oczy. Cieszymy i cieszymy, ale w pewnym momencie widzimy, że coś jest nie tak. Generalnie nie mamy jeszcze koncepcji co gdzie będzie stało, ale kuchnie mamy rozplanowaną - w rogu ma stać lodówka*. Korzystając z okazji, że mamy już ściany chcemy zobaczyć czy na pewno się zmieści - w projekcie się mieściła. No a na żywo ni cholery. Mierzymy tą kuchnie na wszystkie sposoby i brakuje nam jakichś 20 cm szerokości...sprawa jest o tyle dziwna, że wymiary pozostałych pomieszczeń się zgadzają, wymiary budynku zewnętrznie też się zgadzają, a kuchni jest za mało. Z Panem Czarkiem ustalaliśmy, że ściany działowe robimy tak jak w projekcie więc nie bardzo rozumiemy co jest grane.
W końcu dzwonimy do Pana Czarka (a właściwie ja dzwonię bo jakoś tak to historycznie wyszło, że od sytuacji kryzysowych jestem ja). Pan Czarek początkowo jest mocno zaskoczony, ale po chwili dochodzimy  do źródła problemu. Otóż nie pomyśleliśmy o jednej rzeczy - do budowy użyliśmy prothermu a oryginalnie w projekcie był U220 (też pustak) no i cały problem wziął się stąd że protherm jest szerszy. W związku z tym wewnętrzne ściany nośne (klatka schodowa) mają inną grubość niż w projekcie. Pan Czarek budował kolejne ścianki działowe idąc właśnie od klatki schodowej i w kuchni skumulowała się ta różnica.
I co z tym fantem zrobić? początkowo Pan Czarek rzuca różne koncepcje (z ustawieniem lodówki w innym miejscu na czele ;>) ale ostatecznie decydujemy, że ściankę między kuchnią a spiżarnią trzeba będzie niestety zburzyć i wymurować na nowo. To samo trzeba będzie zrobić ze ścianą między spiżarnią a wiatrołapem, bo ostatecznie wolimy węższy wiatrołap niż spiżarnie do której nie da się wejść.
Pan Czarek może nie jest za szczęśliwy ("jeszcze nie zbudowaliśmy a już trzeba burzyć") ale plan działania mamy ustalony a chwilowy kryzys zażegnany.

* a skąd wiecie jaką będziecie mieli lodówkę? ano wiemy, bo musieliśmy ją kupić całkiem niedawno i będzie się z nami przeprowadzać. Co poniektórzy znają historię o lodówce, a dla tych co nie znają powiem tylko tyle: wyjeżdżając na wakacje warto zakręcić wodę i gaz, ale jeśli masz w lodówce jedzenie to prąd zostaw w spokoju.

sobota, 3 września 2011

witajcie, to ja wasz dach

a teraz na poważnie. Nie było nas ledwo tydzień a po powrocie wita nas całkiem nowa rzeczywistość. Pan Czarek swoim zwyczajem pracował w takim tempie jakby się sklonował tak z 10 razy. Mamy już ścianki kolankowe i więźbę dachową. Niesamowita sprawa, bo po raz pierwszy możemy zobaczyć jak będzie wyglądał nasz dach :)
Co więcej na dole mamy już ścianki działowe i teraz wiadomo jak będą wyglądały pokoje :)


a to jest nasz taras :)


teraz już widać kształt salonu. Teraz nie jest już taki wąski i długi, nawet Babci by się podobał :)

widok na korytarz, czy może raczej hol :) po prawej salon po lewej kuchnia, wiatrołap, klatka schodowa,  a na wprost łazienka

czwartek, 1 września 2011

gotowe ;)

wracamy po tygodniu, a tam:


nie, no oczywiście żartuję :)) to chatka, w której mieszkaliśmy w Bieszczadach. Prawda jest taka, że trochę  trudno nam  się skoncentrować na odpoczywaniu, bo myślimy, że omija nas cała masa budowlanych ciekawostek. Udało nam się namówić Zgredka, żeby od czasu do czasu zerknął co tam słychać - oglądamy MMSy które nam przesyła jak film sensacyjny :) 
na urlopie jest fajnie, ale z uwagi na moją niedyspozycję nie jesteśmy specjalnie aktywni. Dlatego po tygodniu bez żalu wracamy do bycia bobami budowniczymi :)