poniedziałek, 27 sierpnia 2012

taki piaskowy z brązowym dachem :)

Wakacje się skończył, ale zanim wrócimy do biurowego życia czeka nas kilka tematów budowlanych. Całe szczęście, że poniedziałek po powrocie wzięliśmy sobie wcześniej wolny, bo któregoś pięknego leniwego chorwackiego poranka zadzwonił Pan z Gazowni, żeby umówić się na montaż gazomierza - umówiliśmy się na dziś. A, że zadania budowlane trzeba kumulować, żeby nie marnować za dużo urlopu to dziś przyjedzie też rekuperator (czyli to urządzenie, które robi dla domu wdechy i wydechy).

Ale zanim przyjadą te wszystkie magiczne urządzenia czeka na nas inna niespodzianka, dziś po raz pierwszy widzimy dom w kolorze :) Jestem podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Cały czas trochę się boje żeby nie okazał się żółty jak kurczak.

Uff, nie jest żółty, przynajmniej nie soczyście żółty. Kolor określiłabym jako piaskowy czyli zgodny z planem. Całość od razu wygląda jakoś tak bardziej cywilizowanie, ale też dom wydaje się jakby większy. Nawet sporo większy, wygląda jakby spuchł.
Dom w kolorze :)
Pan Czarek strasznie ubolewał, że trójkąt nad gankiem taki zwykły,
bo "pasowałoby tam jakiś owal zrobić" :))
owalu nie będzie, poroża też nie, w przyszłości może pojawić się jakiś wzorek ,
ale póki co są inne priorytety



słoneczniki :)

Podczas naszej nieobecności rozwinęła nam się też okolica. Kiedy kupowaliśmy działkę pan od dewelopera opowiadał nam, że w planach jest wybudowanie szkoły, pawilonów handlowych itp. Traktowaliśmy to jako miłą historię, która być może za klika lat zacznie nabierać realnych kształtów, a tymczasem szkoła jest faktycznie zbudowana i za kilka dni zaczyna działalność. Co więcej w niczym nie przypomina wiejskiej szkoły z moich wyobrażeń, a raczej taką z amerykańskiego filmu. Niektórzy mogliby powiedzieć, że aż zachęca do posiadania dzieci, ale ja skłaniam się raczej ku myśli "aż chciałoby się chodzić do szkoły" :))







niedziela, 26 sierpnia 2012

bylo dobro :)

oj dobro :) jednak nie ma to jak wakacje :) Kiedy wyjeżdżaliśmy to tradycyjnie padało, i również tradycyjnie przestało dopiero w Czechach. Po drodze w tamtą stronę mieliśmy jedną małą przygodę. W Częstochowie Jacek jakby "zapomniał", że jedziemy z kuframi i na chwilę zaklinowaliśmy się między ciężarówkami.. na szczęście tylko na chwilę i udało się wyjść z sytuacji bez szwanku.

Pierwszego dnia dojechaliśmy do Shombately (dawno temu wybraliśmy to miejsce na nocleg bo to jedyna nazwa w sensownej odległości, którą umieliśmy wymówić... później okazało się, że tylko nam się tak wydaje bo Węgrzy wymawiają ją zupełnie inaczej niż my ;) ). Przyjechaliśmy na dobrze znany nam kemping gdzie mieliśmy zarezerwowany domek. Po przejechaniu ponad 700 km, z czego większość w deszczu marzymy tylko o tym żeby się położyć. Idę do Pani na recepcji, która właściwie nie mówi po angielsku tylko raczej po niemiecku, a ja pomimo szczodrych inwestycji moich rodziców i lat spędzonych z bardzo sympatyczną grupą językową umiem powiedzieć "wasser fur hund". Standardowo daje Pani paszporty, a w zamian dostaje jakąś plakietkę z numerkiem. Wszystko fajnie, ale nie ma kluczyka. Pytam wiec jak mam ten domek otworzyć, a Pani na to, że dała mi numerek naszego pola pod ..namiot. Zrobiło mi się gorąco. O co z tym w mordę jeża chodzi, że jak przyjedziesz motocyklem to wszyscy myślą, że będziesz spać w namiocie? Poważnie, w 9/10 sytuacjach jeśli mówię komuś, że jedziemy gdzieś motocyklem, albo gdzieś pojechaliśmy to natychmiast pada pytanie czy spaliśmy w namiocie. WTF? czy to chodzi o to, że skoro z własnej woli skazujesz się na jazdę  deszczu i mokrej skórze zamiast w wygodnym klimatyzowanym autku, to jakby z automatu oznacza, że gardzisz takimi zdobyczami cywilizacji jak mięciutki materac, czysty ręcznik i łazienka w pokoju?
Na szczęście sytuację udało się odkręcić i nie musieliśmy spać pod gołym niebem.

kucyk w pełnym rynsztunku :)
płetwy nie chciały wejść do rolki więc jadą na zewnątrz :)


Zgodnie z planem pierwsze 3 dni spędziliśmy w Rovinij. Przez pierwsze dni wyjazdu zupełnie nie mogę się przyzwyczaić do tego, że mam się martwić wyłącznie tym czy starczy kremu do opalania. Odpoczywanie w środku sezonu budowlanego wydawało mi się .. niewłaściwe - jak użycie noża do spagetti. Szczęśliwie picie piwa patrząc na morze pomaga i szybko mi przeszło :)
Rovinij jest super. Zupełnie inne niż Dalmacja, ale fajne. Jedna różnica, którą szybko można zauważyć to skład turystyczny - na południu najliczniejsze grupy oprócz Polaków, to Czesi, Słowacy, Słoweńcy, trochę Niemców. Za to na północy masę Włochów - rozpoznanie ich nie stanowi najmniejszego problemu - podczas kiedy nam jest gorąco w szortach oni chodzą w dzinsach rurkach, koszulach zapiętych pod szyję i kozaczkach. A kiedy pod koniec dnia my padamy na pyszczki,oni właśnie szykują się do wyjścia, oczywiście bez szpilek wyjść się nie da.

na miejscu można było wypożyczyć rowery, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć całkiem sporo okolicy :) 


Rovinj - stare miasto

amfiteatr w Puli






3 dni szybko minęły, ruszyliśmy do Igrane. A tam.. jesteśmy już właściwie jak w domu :) tyle, że ciepłym i słonecznym :)
Ja, czyli Kapitan Żbik :)
moje uszy robiły furorę, na stacjach benzynowych każde dziecko  miało banana od ucha do  ucha
nawet pan pogranicznik chciał mnie smyrać za uszkiem :))

Igrane, i wszystko jasne :)

ach Pikiel :~( 


zastanawiałam się kiedyś czy to może mi się znudzić ... nie, nie może :D

podróże palmą to taka jakby tradycja, zejście na plaże jest wąskie, więc  wygodniej jest nią popłynąć pod dom.
Czasem ładujemy się tam z całym dobytkiem i płyniemy jak ślimak.. wodny :)

za każdym razem mieliśmy ambitny plan, żeby dojść do kolejnej wioski - Draśnice.
 W tym roku w końcu się udało, nic specjalnego tam nie ma, ale i tak, to ważne osiągnięcie ;)

a na kamieniu siedzi krab

Igrane, nocą jeszcze piękniejsze

Kucyk gotowy do drogi 

Do tej pory tylko słyszeliśmy o korkach na autostradach, ale traktowaliśmy to bardziej w kategorii urban legend, niż  czegoś co faktycznie może się zdarzyć. Tym razem droga powrotna była wyjątkowa.. upał dochodził do 39 stopni, na stacji wypijaliśmy butelkę wody w czasie poniżej pół minuty.
I koniec wakacji ... szkoda, ale z drugiej strony strasznie jesteśmy ciekawi jak wygląda nasz dom w kolorze :)

piątek, 10 sierpnia 2012

szary dom

Wydarzenia znów nabierają tempa. Okazuje się, że powolne powstawanie ogrodzenia to tylko wypadek przy pracy i indywidualne kwestie osobowe, ekipa od elewacji zasuwa, że aż miło. Zaczęli w poniedziałek a już dziś cały dom jest ocieplony i "oklejowany". Panowie mieszkają na miejscu i pracują od bardzo wczesnych godzin porannych. Między innymi dlatego, że chcą robić jak najwięcej zanim zacznie się najgorszy upał, a jest na prawdę gorąco. Trochę dziwnie, że znowu ktoś u nas mieszka, no ale trzeba być gościnnym :)

W tym tygodniu w końcu skończone zostało ogrodzenie. Trwało to koszmarnie długo, ale najważniejsze, że już jest. Śmiesznie, teraz ma się takie złudzenie bycia bardziej oddzielonym, pomimo, że to zwykła siatka :) Kiedyś puści się na niej jakieś pnącze, zasadzi tuje albo jeszcze co innego.

Poza tym w końcu pozbyliśmy się tojki :) co za ulga, koniec z sikaniem tylko w nagłych przypadkach :) no i ulga dla kieszeni bo to jednak prawie 200 co miesiąc.

tak by wyglądał nasz dom gdybyśmy zostawili robienie kolorowego tynku
na bliżej nie określone później

skoszenie i ogrodzenie = + 10 do wielkości działki ;)
a w tle widać, że nie tylko my się ocieplamy      

o ten fragment ściany nad dachem garażu trochę się martwiliśmy
bo ciężko się tam dostać. na szczęście Panowie nie wiedzieli, że to coś  trudnego :)

świąteczna choinka - wsadziliśmy ją w kwietni u i proszę, nie tylko się przyjęła , ale jeszcze rośnie :) 

a to są nasze słoneczniki :)

Sezon budowlany w pełni, ale nie zapominajmy, że jest też środek wakacji. Ten tydzień to też czas bardzo intensywnych poszukiwań miejsca noclegowego w Chorwacji. Tak, tak w Chorwacji :) po przerwie zdecydowaliśmy, że chcemy znów jechać i pomimo, że może się to wydawać trochę szalone i niepoważne doszliśmy do wniosku, że jechać trzeba. Wychodzimy z zasady, że póki jeszcze można to trzeba korzystać, bo za rok pewnie będzie jeszcze trudniej. Postanowiliśmy też, że po ostatnich latach jeżdżenia jak stare pierniki samochodem tym razem jedziemy moturem :) Oczywiście VFRą, Ernest jest za malutki na takie podróże, poza tym ja się takich tras nie podejmuje. Kolejny dylemat to gdzie jechać w tej Chorwacji - jest oczywiście opcja zawsze dobra czyli Igrane, ale przy całym moim zamiłowaniu do sytuacji przewidywalnych, jechanie 3 raz w to samo miejsce to może jednak przesada. Chociaż... ;) Ostatecznie wymyśliliśmy sobie, że zrobimy opcję mieszaną i pojedziemy na tydzień do Igrane i na tydzień gdzieś na Istrię. Pomysł bardzo dobry, ale przy wykonaniu pojawił się problem. O ile w Dalmacji z miejscami nie było większego problemu, o tyle na Istrii jakiś dramat. Wysłałam chyba z 40 maili i wszystko albo zajęte, albo w jakiejś kosmicznej cenie. W ostatniej chwili napisała jakaś Pani, że mają wolny pokój w rozsądnych pieniądzach, ale tylko na 3 dni. To nie do końca to o co nam chodziło, ale z drugiej strony krótszy wyjazd to zawsze trochę mniej wydanych pieniędzy, a 3 dni w nowym miejscu też dobre. Już się nie mogę doczekać :) dom zostawiamy w dobrych rękach. Zabawnie, ostatnio jak wyjeżdżaliśmy na wakacje po powrocie pierwszy raz widzieliśmy dach, teraz jak wrócimy dom będzie miał kolor. Powrotu też się nie mogę doczekać :)

niedziela, 5 sierpnia 2012

piżamowe party

Skoro mamy już prawdziwy kibel, ze spuszczaną wodą, światłem i w ogóle to możemy zapraszać gości :) W sobotę przyjechali Agnieszka i Piotrek .. i tona jedzenia :)) spędziliśmy przemiły wieczór przy grillu i ognisku i  od razu uznaliśmy, że trzeba to powtórzyć więc jesteśmy umówieni na powtórkę za rok :) oczywiście mam nadzieję, że nie będzie to znaczyło, że spotkamy się dopiero za rok, ale dobrze mieć jakieś dalekosiężne plany.. ciekawe jak taras zmieni się za rok... no mam nadzieję, że chociaż trochę się zmieni, a jak nie sam taras, to, że będziemy mieli coś więcej niż kibel :))

Piotrki doceniły oferowane przez nas luksusy i zostały na noc. Spali nawet na własnym materacu :)) okazało się, że kupili sobie nowy i postanowili oddać nam ten, który mieli do tej pory - tym sposobem mamy możliwości zapraszania gości na piżamowe party :)

Rano zjedliśmy śniadanko na tarasie i poszliśmy na spacer - miało być na chwile, a tym czasem zwiedziliśmy kilka okolicznych wsi i spory kawałek lasu. Przemiły weekend - mam nadzieję, że to początek dobrej tradycji :)



natura - Monk powiedziałby, że brudna :)


domek w lesie - to, że nie weszłam na górę, wbrew powszechnym opiniom nie ma nic wspólnego ze strachem że na górze jest trup :) po prostu ktoś musi robić zdjęcia :)


piątek, 3 sierpnia 2012

garaż - czyli tam gdzie trzymasz styropian

Ach te decyzje, hydraulik kazał nam wybrać grzejniki drabinkowe, więc objechaliśmy wszystkie znane nam markety budowlane. Niestety okazało się, że nie ma w nich grzejników o odpowiedniej mocy. Strasznie mnie to dziwi, bo łazienki nie są jakieś gigantyczne i byłam pewna, że wystarczy nam standardowy grzejnik. No ale dobra, w końcu to on się na tym zna i nie będę się wymądrzać. Szczęśliwie zaproponował, że weźmie z hurtowni kilka sztuk grzejników, które odpowiadają mocą, a my powiemy jaki chcemy. Dobrze wyszło, bo to co przywiózł było jeszcze tańsze niż to co widzieliśmy - takie rozwiązania to ja lubię :)

Ustaliliśmy z Panem Czarkiem, że na elewacje dajemy 15 cm styropianu. Wybraliśmy też kolor - z kolorami jak wiadomo jest ciężko, ale zakładam, ze to wybraliśmy to "piaskowy". Mam tylko nadzieję, że nie będzie żółty. Poszliśmy z próbnikiem do domu na przeciwko (który ma ten rodzaj żółtego, którego zdecydowanie bym nie chciała) żeby zobaczyć, czego nie wybrać ;) Trzeba przyznać, że to co na próbniku wygląda znośnie  na dużej powierzchni bywa nie do zaakceptowania. Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy na początek nie zrobić tylko ocieplenia, a później koloru, ale doszliśmy do wniosku, że jeśli nie zrobimy tego od razu to jest niebezpieczeństwo, że będziemy mieszkać w takim szarym a tego byśmy nie chcieli. Robimy też od razu podbitkę pod dachem - przynajmniej z zewnątrz będzie wyglądał na skończony :)

Zawsze mnie zadziwiało jak ludzie mogą mieszkać w nieocieplonym domu. Raz, ze ciepło ucieka, a dwa, że brzydko wygląda. Teraz już wiem jak, takie ocieplanie to jednak droga impreza, razem z kolorem wyjdzie koło 30k :/
Mają zacząć już w poniedziałek - zaczynamy obstawiać kto skończy pierwszy, ekipa od elewacji czy ogrodzenia..
a to tylko część styropianu :)

Dodaj napis


przy podłączaniu grzejnika hydraulik przeciął kabel .. na szczęście wygląda na to, że da się go naprawić

środa, 1 sierpnia 2012

ciepło, cieplej, gorąco

przynajmniej taka jest idea :)
Dziś przyjechał hydraulik zamontować piec i grzejniki. Najbardziej mnie ciekawiło jak wyjdą grzejniki pod oknami w salonie, bo za dużo miejsca to tam na nie nie ma. Wyszły strasznie długie, ale grunt, ze na wysokość się zmieściły.
grzejnik w salonie


piec - wielkie to cholerstwo. Właściwie sam piec nie jest duży za to zasobnik zajmuje strasznie dużo miejsca 
pomimo, że wygląda to na całkiem zwyczajny bałagan w rzeczywistości są to bardzo potrzebne części i każda z nich ma swoje miejsce - ciężko uwierzyć...
Ale cały ten piec i grzejniki to w sumie mało istotna sprawa, ponieważ dziś miała miejsce prawdziwa cywilizacyjna rewolucja. Otóż od dziś możemy sikać w pomieszczeniu jak dorośli ludzie :D




Powoli rośnie też ogrodzenie, z naciskiem na powoli. Póki co postawione są słupki i jest nadzieja, ze kiedyś pojawi się na nich siatka. Nie jestem specjalnie zachwycona tempem, ale cieszę się, że już widać gdzie ta nasza działka jest.


W tak zwanym międzyczasie zaczęliśmy rozmawiać z Panem Czarkiem o elewacji. Okazuje się, że ma jakąś godną polecenia ekipę a my już chyba dojrzeliśmy do tego żeby domostwo ocieplić i pokryć kolorem innym niż ceglany. Musimy tylko jeszcze ustalić co to za kolor i ile to będzie kosztowało.


A u sąsiadów na przeciwko widać już fundamenty, które sąsiad pracowicie podlewa