piątek, 26 sierpnia 2011

bęc

Współpraca z Panem Czarkiem układa się na tyle dobrze, ze zdecydowaliśmy, że możemy pozwolić sobie na małe wakacje (bo w końcu nam też się coś od życia należy). Dlatego jedziemy na tydzień w Bieszczady. Może nie jest to taki urlop jaki lubimy najbardziej, ale też fajnie.

I wszystko byłoby super gdyby nie to, że dziś jadąc do pracy (moturem, jak co dzień) miałam bliskie spotkanie z asfaltem.  A było to tak: po drodze do pracy przejeżdżam przez tunel pod rondem zesłańców syberyjskich mocno zakręcający w lewo. Nie jest to najlepszy zakręt na świecie - jest słabo wyprofilowany, a wjeżdżając z pełnego słońca do tunelu na początku słabo widać. Pech chciał, że w tunelu był rozlany olej. W pewnym momencie poczułam, że ucieka mi tylne koło i motocykl leci na lewą stronę. W następnej sekundzie ja byłam już na ziemi a Ernest (znaczy się motur) leciał bokiem po asfalcie krzesząc iskry podnóżkiem. Przejechałam brzuchem po ziemi kilka(naście) metrów i obróciło mnie tyłem do kierunku jazdy.   Kiedy "wróciły mi obrazki" podniosłam głowę a przed sobą zobaczyłam chłodnicę samochodu. Szybko się podniosłam (chociaż poczułam, że chyba nie wszystko jest ok) i podbiegłam do Ernesta, w którym w dalszym ciągu chodził silnik a on sam leżał tyłem do kierunku jazdy (na znak solidarności ze mną na pewno). Wyłączyłam silnik (ten manewr miałam przećwiczony na kursie), próbowałam go podnieść, ale marnie mi to szło. Na szczęście nie musiałam się z tym siłować bo natychmiast zatrzymało się 2 panów którzy przyszli mi z pomocą stawiając Ernesta na koła. Zapewniłam ich, że ze mną wszystko ok i pojechali. Stanęłam na poboczu, pozbierałam to co się połamało i zaczęłam oceniać straty. Wyglądało na to, że ze mną wszystko ok chociaż boli mnie lewy bark. Ernest się poobcierał, ale dzięki crashpadom jest ogólnie rzecz biorąc cały i zdolny do jazdy. Musiałam chwilę odczekać po pierwsze, żebym ja doszła do siebie, a po drugie, żeby w motocyklu wszystkie płyny wróciły na swoje miejsce i można go było odpalić. W czasie kiedy stałam na poboczu zatrzymywało się koło mnie kilku motocyklistów żeby zapytać czy wszystko ok, kierowcy samochodów też zwalniali i pytali czy mogą pomóc - na ludzi jednak można liczyć :)
Może nie zabrzmi to dobrze, ale pomijając fakt, że szorowanie brzuchem po asfalcie jest raczej niebezpieczne i można zostać przejechanym to w sumie było .. śmiesznie - uczucie trochę jak w aquaparku. Tak czy inaczej nie polecam - aquaparki są bezpieczniejsze.

Kiedy wiedziałam już, że ze mną wszystko ok zadzwoniłam najpierw do pracy, żeby powiedzieć, że się spóźnię (musiałam dotrzeć, żeby przed urlopem przekazać swoje rzeczy), później do Katarzynki, z którą też miałam się spotkać zawodowo. Do Misiaka nie dzwoniłam bo wiedziałam, że sam jedzie i mnie nie odbierze.
Zdecydowałam, że motura odstawie do domu a do pracy pojadę pociągiem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jeśli czujesz, że możesz jechać to warto zacząć jechać jak najwcześniej. Z minuty na minutę czułam, że ręka coraz bardziej mnie boli a ruchy kierownicą stawały się coraz bardziej bolesne. Udało mi się szczęśliwie dotrzeć do domu. Zapakowałam się w pociąg i pojechałam do pracy. Zrobiłam to co musiałam, a później pojechałam do szpitala bo lewa ręka właściwie przestała reagować na polecenia, które wydawała jej głowa. W szpitalu (prywatnym) czekałam na ostrym dyżurze 2 godziny, ale na szczęście po prześwietleniu okazało się, że jestem cała tylko poobijana. Dostałam silne leki przeciwbólowe i temblak, z którym muszę się zaprzyjaźnić na najbliższy tydzień - to sobie pochodziłam po górach....

tak czy owak wiem, ze miałam dużo szczęścia i cieszę się, że jestem cała. Cokolwiek nade mną czuwała bardzo dziękuję :)
crashpady - polecam

straty szczęśliwie nieduże. We mnie również - teraz wiem, ze choćby było 40 stopni warto mieć na sobie kombinezon

czwartek, 25 sierpnia 2011

party's over

koniec balowania na dachu. Wrócił Pan Czarek i od razu naznosił na górę pustaków i zrobiło się ciasno. trochę szkoda, bo na stropie bardzo fajnie się siedziało, no ale ostatecznie skoro chcemy mieć poddasze to trzeba je zbudować :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

dachowe przyjęcie

są ściany, jest dach - pora zapraszać gości. W odwiedziny przyjeżdżają Dziadki i Mamusia. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, chociaż Babcia trochę mruczy pod nosem, że ten salon to taki wąski i w ogóle to ciemno :) fakt, że w środku cały czas są stemple więc przestrzeni za bardzo poczuć się nie da.
Korzystając z ładnej pogody przyjęcie przenosimy na dach. Niezawodna Babcia upiekła pyszne ciasto ze śliwką, którym się zajadamy - cudnie jest.

ten okropny ciemny i wąski salon :)







sobota, 13 sierpnia 2011

noc na dachu

nie znam się na tym za bardzo, ale Misiak twierdzi, że aktualnie ma miejsce jakieś niesamowite zjawisko związane z metorami (albo meteorytami - whatever), więc korzystając z okazji że mamy piękny taras obserwacyjny jedziemy późnym wieczorem na budowlę oglądać te cuda na niebie. Jest ciepło i ślicznie tyle, że są chmury :)) ale też jest zajebiście :) siedzimy sobie z herbatką, owinięci w koc i gapimy się w te chmury :)

a następnego dnia jedziemy na grilla :)

piątek, 12 sierpnia 2011

idziemy na pięterko?

mamy dach .. i podłogę jednocześnie, to oznacza, że można wejść na piętro i patrzeć z góry na okolice :) mamy też schody żeby tam wejść. Ze schodami było trochę kłopotu, bo na etapie projektu zdecydowaliśmy się wprowadzić zmianę polegającą na zrobieniu przejścia między garażem a kotłownią (czyli pod schodami) w tym miejscu została obniżona podłoga, żeby zmieściły się drzwi, ale sympatyczna Pani Tereska nie pomyślała o tym, że może trzeba przeliczyć schody... za to Pan Czarek pracuje nie tylko fizycznie, ale i udowadnia, że ma głowę na karku :) przekalkulował wszystko tak, że schody tylko nieznacznie (ok 5 cm) zachodzą na otwór drzwiowy. To duży sukces. Kiedyś przez forum namierzyliśmy ludzi, którzy budowali dom według tego samego projektu i tak samo robili przejście do garażu. U nich róg drzwi wychodził NAD schodami.

Wylanie stropu znów oznacza, że Pan Czarek nas opuszcza na "przerwę technologiczną" a my mamy robotę w postaci codziennego podlewania. Jest też czas na opalanie :)







wtorek, 9 sierpnia 2011

zamiast domu w lesie - las w domu

murowanie ścian parteru zakończone. Pan Czarek układa strop (z bloczków teriva) i podpiera go stemplami. Wygląda to tak jakby w środku domu wyrósł nam las (tyle że bez liści). Zmiana jest spora, bo jak wchodzi się do domu to po pierwsze ma się wrażenie, że się gdzieś weszło, a po drugie nie widać już nieba i jest ciemno. Poza tym jak pada można się schować... pod dachem :) Można się też schować w cień jeśli jest upał.
las jak się patrzy - szkoda tylko, że dopłat się za niego nie da wziąć :))

tak wygląda sufit od spodu

a tak od góry (przed zalaniem oczywiście)

a z lewej widać Shafranów :) Przybyli nas odwiedzić - zapomniałam ich tylko uprzedzić , że u nas obowiązuje strój budowlany, a nie wizytowy :/

a tu będą schody - na razie wygląda bardziej jak zjeżdżalnia  - może to też jest  jakaś opcja :)

piątek, 5 sierpnia 2011

w 4 ścianach

Kiedy zamartwialiśmy się fundamentami wszyscy mówili nam "byle wyjść z ziemi" i faktycznie mieli rację. Pracę idą jak burza. Codziennie widać nowy fragment domu i jest to niesamowicie sympatyczny widok :) wszystko równiutko, dokładnie, czysto - cud, miód i orzeszki. Po tygodniu murowania ścian Pan Czarek mówi, że mamy myśleć* o stemplach (czyli dużych patykach, które będą podtrzymywać strop). W praktyce oznacza to, że jeszcze nie zdążyliśmy się dobrze nacieszyć tym, że mamy 4 ściany a za chwile będzie sufit. Jeśli nie jesteśmy na budowli codziennie to po 2 dniach sytuacja kompletnie nas zaskakuje (tym razem na plus - przyjemna odmiana). Co ciekawe do tej pory nie mieliśmy okazji oglądać Pana Czarka przy pracy. Tak jak zapowiedział pracuje do 17 a w soboty jakoś tak się składa, że albo pada i nie ma warunków do pracy, albo jest przerwa techniczna (np. żeby beton dojrzał). W związku z tym nawet nie wiemy ile osób ten nasz dom buduje :) Dopóki widzimy efekty absolutnie nam to nie przeszkadza.

* myśleć - w języku Pana Czarka oznacza to, że najdalej za 3 dni rzecz, o której trzeba myśleć musi być na budowie. Procesy myślowe muszą więc przebiegać bardzo szybko, a jeśli trzeba myśleć o rzeczy, o której istnieniu nie ma się pojęcia to jest to pewne wyzwanie. W przypadku stempli okazało się, że Pan Czarek może je załatwić z poprzedniej budowy - lubię takie rozwiązania :)

kilka fotek z tego tygodnia

widok z garażu na "ogród"

za mną drzwi na "taras" - wystarczy trochę wyobraźni




zdjęcia robimy z górki humusu (ziemi) - to najlepszy punkt obserwacyjny