I wszystko byłoby super gdyby nie to, że dziś jadąc do pracy (moturem, jak co dzień) miałam bliskie spotkanie z asfaltem. A było to tak: po drodze do pracy przejeżdżam przez tunel pod rondem zesłańców syberyjskich mocno zakręcający w lewo. Nie jest to najlepszy zakręt na świecie - jest słabo wyprofilowany, a wjeżdżając z pełnego słońca do tunelu na początku słabo widać. Pech chciał, że w tunelu był rozlany olej. W pewnym momencie poczułam, że ucieka mi tylne koło i motocykl leci na lewą stronę. W następnej sekundzie ja byłam już na ziemi a Ernest (znaczy się motur) leciał bokiem po asfalcie krzesząc iskry podnóżkiem. Przejechałam brzuchem po ziemi kilka(naście) metrów i obróciło mnie tyłem do kierunku jazdy. Kiedy "wróciły mi obrazki" podniosłam głowę a przed sobą zobaczyłam chłodnicę samochodu. Szybko się podniosłam (chociaż poczułam, że chyba nie wszystko jest ok) i podbiegłam do Ernesta, w którym w dalszym ciągu chodził silnik a on sam leżał tyłem do kierunku jazdy (na znak solidarności ze mną na pewno). Wyłączyłam silnik (ten manewr miałam przećwiczony na kursie), próbowałam go podnieść, ale marnie mi to szło. Na szczęście nie musiałam się z tym siłować bo natychmiast zatrzymało się 2 panów którzy przyszli mi z pomocą stawiając Ernesta na koła. Zapewniłam ich, że ze mną wszystko ok i pojechali. Stanęłam na poboczu, pozbierałam to co się połamało i zaczęłam oceniać straty. Wyglądało na to, że ze mną wszystko ok chociaż boli mnie lewy bark. Ernest się poobcierał, ale dzięki crashpadom jest ogólnie rzecz biorąc cały i zdolny do jazdy. Musiałam chwilę odczekać po pierwsze, żebym ja doszła do siebie, a po drugie, żeby w motocyklu wszystkie płyny wróciły na swoje miejsce i można go było odpalić. W czasie kiedy stałam na poboczu zatrzymywało się koło mnie kilku motocyklistów żeby zapytać czy wszystko ok, kierowcy samochodów też zwalniali i pytali czy mogą pomóc - na ludzi jednak można liczyć :)
Może nie zabrzmi to dobrze, ale pomijając fakt, że szorowanie brzuchem po asfalcie jest raczej niebezpieczne i można zostać przejechanym to w sumie było .. śmiesznie - uczucie trochę jak w aquaparku. Tak czy inaczej nie polecam - aquaparki są bezpieczniejsze.
Kiedy wiedziałam już, że ze mną wszystko ok zadzwoniłam najpierw do pracy, żeby powiedzieć, że się spóźnię (musiałam dotrzeć, żeby przed urlopem przekazać swoje rzeczy), później do Katarzynki, z którą też miałam się spotkać zawodowo. Do Misiaka nie dzwoniłam bo wiedziałam, że sam jedzie i mnie nie odbierze.
Zdecydowałam, że motura odstawie do domu a do pracy pojadę pociągiem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jeśli czujesz, że możesz jechać to warto zacząć jechać jak najwcześniej. Z minuty na minutę czułam, że ręka coraz bardziej mnie boli a ruchy kierownicą stawały się coraz bardziej bolesne. Udało mi się szczęśliwie dotrzeć do domu. Zapakowałam się w pociąg i pojechałam do pracy. Zrobiłam to co musiałam, a później pojechałam do szpitala bo lewa ręka właściwie przestała reagować na polecenia, które wydawała jej głowa. W szpitalu (prywatnym) czekałam na ostrym dyżurze 2 godziny, ale na szczęście po prześwietleniu okazało się, że jestem cała tylko poobijana. Dostałam silne leki przeciwbólowe i temblak, z którym muszę się zaprzyjaźnić na najbliższy tydzień - to sobie pochodziłam po górach....
tak czy owak wiem, ze miałam dużo szczęścia i cieszę się, że jestem cała. Cokolwiek nade mną czuwała bardzo dziękuję :)
![]() |
| crashpady - polecam |
![]() |
| straty szczęśliwie nieduże. We mnie również - teraz wiem, ze choćby było 40 stopni warto mieć na sobie kombinezon |












